XIII Krakowskie Zaduszki Jazzowe w Chicago /Dziennik Związkowy/

Dusza Zaduszek

„Dusza Zaduszek ma się dobrze… wieje z Krakowa i jest niezmiennie ta sama” – powiedział Włodek Zuterek, członek zespołu „Dixie Kings”, który to zespół pod przewodnictwem Włodzimierza Wandera od 13 lat bierze udział w Zaduszkach Jazzowych, organizowanych przez Towarzystwo Przyjaciół Krakowa. Jeszcze wcześniej, bo w „w harcerskich czasach”, jak się wyraził, grał na Zaduszkach chicagowskich Marcin Januszkiewicz, który od 6 lat współpracuje ze znakomitą jazzmenką Friedą Lee. Obie grupy muzyczne można uznać za tutejsze Dinozaury Zaduszkowe, które swoim poziomem artystycznym podwyższyły kryteria zapraszania artystów na zaduszkowe koncerty.

 

Ciekawy w tym roku był skład występujących zespołów. Po raz pierwszy pokazał się „Megitza Quartet” z założycielką i wokalistką Małgorzatą Babiarz, która również zauważyła, że „dusza zaduszek ciągle w teatrze przebywa. Było wspaniale, magicznie, jak na Zaduszkach powinno być. Piękne miejsce, piękne wydarzenie i wspaniała publiczność”.

 

Wśród nowo przybyłych znalazła się też grupa „Antykwariat”, złożona ze znanych chicagowskich muzyków, którzy na co dzień grają w różnych formacjach (także solo), ale na Zaduszki Jazzowe przygotowali specjalny wspólny program pod przewodnictwem Sławomira Bielawca. Nowi byli „JAM Quartet”, „G. Lebik/M. Riordan Duo” oraz „Miyo Mardosz Band”.

 

Do stałych już ulubieńców zaduszkowych należą zespoły od 5–6 lat uczestniczące w imprezie. Nie zabrakło więc „Barabasz Jazz Quartet”, „Lemon Blues”, „Pabian, Tellis-Nayak, Mulvenna” czy „Eastern Blok”.

 

Gwiazdą wieczoru była Agnieszka Iwańska, która oddała hołd zmarłemu niedawno Michaelowi Jacksonowi, wykonując jego przebój „Thriller” oraz własną kompozycję mu poświęconą, do które akompaniowała sobie na keyboardzie. Zapytana, dlaczego włączyła do repertuaru te utwory, powiedziała: „Kochałam i kocham Jacksona jako artystę”. Agnieszka Iwańska, trochę w nowym stylu, występuje z prawie niezmienionym składem swojego zespołu, chociaż ostatnio doszedł młody gitarzysta basowy.

 

Na zaproszenie stałego organizatora Zaduszek Tadeusza Żaczka tym razem z Polski przybył świetny perkusista młodego pokolenia Tomek Grochot, który podjął współpracę z legendą muzyki jazzowej, uczniem Louisa Armstronga, Eddie Hendersonem. Muzycy mają przed sobą występy w Nowym Jorku, ale Grochot zauroczony chicagowską publicznością zgodził się wystąpić dodatkowo w Art Gallery Kafe w piątek 11 listopada.

 

W poniedziałkowy deszczowy wieczór w Chopin Theatre pojawili się zagorzali od lat fani imprezy zaduszkowej. Członkowie TPK znakomicie zorganizowali zarówno sprzedaż wejściówek, zaopatrzenie w przekąski, jak i nawigację przybywających tłumnie gości. Za scenografię i bar odpowiedzialny był właściciel teatru, Zygmunt Dyrkacz, a spora grupa wolontariuszy (m.in. chicagowskie Stokrotki) pomagała w praktycznej obsłudze imprezy. Tadeusz Żaczek dwoił się i troił, żeby nadążyć z zapowiedzią kolejnych wykonawców, krążąc między jedną sceną a drugą, a w międzyczasie witał co znakomitsze postacie chicagowskiego establishmentu, z przedstawicielami konsulatu RP na czele.

 

Atmosfera Teatru Chopina, tajemnicze oświetlenie, profesjonalne nagłośnienie oraz tłumy przemieszczających się melomanów z górnej sali do dolnej i odwrotnie powodują, iż magia corocznej imprezy trwa. Zapytałam prezes TPK, Barbarę Rybińską, czy trzynastka zaduszkowa to pechowa liczba, na co usłyszałam: „Pechowa, ależ skądże, te zadowolone, uśmiechnięte twarze, te rozmowy w kuluarach, ta gorąca atmosfera, ta muzyka rozsadzająca ściany teatru… Cóż może być w tym pechowego? A że pada deszcz… tym lepiej… jest się gdzie przed nim schować”. Nic dodać, nic ująć. Zatem do następnej edycji Krakowskich Zaduszek Jazzowych w Chicago.

 

Tekst i zdjęcia:

Bożena Jankowska